Ostatnio potrzebowałam czasu na uporządkowanie kilku spraw, dlatego trochę nie spisałam. Zaangażowałam się również w kilka projektów, ale o nich wspomnę kiedy indziej. Ponad to postanowiłam odpocząć od pisania, bo ostatnio zupełnie straciłam wenę twórczą, co przełożyło się na mnóstwo szkiców notek, z których nie byłam zadowolona i nie chciałam ich publikować, jednak szkoda mi było ich usunąć. Może kiedyś do nich wrócę.
Kilka dni temu postanowiłam również zrobić sobie małą przerwę od "Naruto" i obejrzeć coś lżejszego. Długo nie mogłam się zdecydować. Zaczęłam kilka anime, a nawet jedną dramę, ale ostatecznie padło na "Ore no Imouto ga Konna ni Kawaii Wake ga Nai" ze względu na miłe dla oka projekty postaci oraz oprawę graficzną i nieskomplikowaną fabułę.
sama się sobie dziwię, ale uwielbiam ten słodki opening
Obiecuję w
najbliższym czasie o nim napisać, co wydaje mi się być dość ciekawym
wyzwaniem, bo jak na razie zupełnie nie wiem co o nim myśleć.
Moshi Moshi! Choroba zdecydowanie ma swoje pozytywy - brak zrywania się o nieludzkiej godzinie, nadrobienia zaległości w anime oraz bezkarne lenienie się. Przez ostatnie dwa dni za sprawą przeziębienia dostałam przywilej zostania w domu i maksymalnie to wykorzystałam. Poza całkowitym zignorowaniem pracy domowej z matematyki oraz mojej nieobecności na sprawdzianie z fizyki do plusów zaliczam również obejrzenie kilkudziesięciu odcinków "Naruto", które naprawdę zdążyło mnie już uzależnić. Mimo to do końca serii zostało mi około osiemdziesięciu epizodów. Jenak pomimo tego, że nie dobrnęłam jeszcze do końca "Naruto" doszłam do kilku wniosków. Mianowicie: 1. Kocham, kocham i wielbię ponda wszytko piąty opening, którego słucham a okrągło, i który nigdy mi się nie znudzi!
Hikaramita kotoba wo tsunaide ♥
2. Postacią, której najbardziej nie cierpię jest Sasuke, który zajmuje zaszczytne miejsce tuż obok Sakury. Jednak jest to temat do dłuższych rozważań, które (nie martwcie się) ujrzą światło dzienne w najbliższym czasie. 3. Nauczę się, chociażby nie wiem co, rysować Naruto oraz Kakashiego i kilka innych postaci, które od dłuższego czasu nie dają mi spokoju. To już jest kwestia czystej ambicji, bo nie możliwe żeby Uzumaki ciągle przypominał bardziej kunoichi, aniżeli nadpobudliwego ninja. 4. Ponad to stwierdziłam, że przez "Naruto" coraz częściej przyłapuję się na rozmyślaniu typowo filozoficznym, co ze szczyptą groteski (którą zawdzięczam "Another") oraz typowej dla mnie abstrakcji daje dość niekonwencjonalne wnioski. 5. Chciałabym w najbliższym czasie napisać długi, długi fanfic. Mam już pomysł i ogólny zarys fabuły, ale i wiele gorzej jest z czasem, którego zawsze mi brakuje. Jednak jeśli coś napiszę, to na pewno się z wami podzielę ^^
Może mi nie uwierzycie, ale dzisiejszy post pisałam praktycznie przez cały dzień, między kolejnymi odcinkami "Naruto". (Jak sądzę) da się wyczuć subtelny brak ścisłości między pojedynczymi zdaniami, prawda?
Dlaczego weekend mija tak szybko? Ledno co zaczął się piątek, a tu już niedziela wieczór. Jako że miałam kilka rzeczy do zrobienia zupełnie wyleciały mi z głowy zaległe prace, które muszę oddać w poniedziałek! Jednak zamiast sumiennie zabrać się za matematykę znalazłam znacznie ciekawsze zajęcie - przeglądanie i porządkowanie folderów ze starymi zadęciami, z ubiegłego roku. Nie zdziwcie się, proszę, jeśli jutro zacznę narzekać na szkołę, naukę oraz beznadziejność matematyki. W każdym razie oto kilka ze zdjęć sprzed roku, które zrobiłam podczas wypadu do Gdańska:
czekając na zielone ^^
Swoją drogą niedługo planuję wybrać się do Gdańska, na małe zakupy oraz do kina, choć teraz dość trudno wygospodarować mi wolny dzień. Mimo to bardzo zależy mi na dwóch filmach, które naprawdę z chęcią bym obejrzała.
Chcąc, nie chcąc muszę kończyć, bo wzywa mnie matematyka (niedługo mam zapowiedziany sprawdzian), a nauki nie mogę odwlekać w nieskończoność, bo w końcu mój len weźmie górę ;)
Hello! Osobiście nie oglądam seriali i nie jestem ich wielką fanką, ale jest kilka wyjątków. Tuż obok anime, zaszczytne drugie miejsce zajmuje animowana seria "The Simpsons", którą polecam każdemu, kto jeszcze o takowej nie słyszał, choć jest to dość miało prawdopodobne ^^ Jednak nie wiem czy wiecie, że Simpsonowie to najdłuższa animowana seria w historii. Emitowani w amerykańskiej telewizji FOX od 1989 roku. Doczekali się więc już 24 serii. Mam nadzieję, że kiedyś będę mogla obejrzeć je wszystkie ;)
Piszę o "The Simpsons", ponieważ niedługo serial ten będzie obchodził niemałą, okrągłą rocznicę - emisję 500 odcinka („At Long Last Leave”), który zostanie wyświetlony w niedzielę 19 lutego o godzinie 20:00 na Fox. Oczywiście jest to dla mnie pozycja obowiązkowa ;3
Korzystając z chwili wolnego czasu postanowiłam podzielić się z wami . Jednak tym razem są one zaczerpnięte z strony Lookbook. Od pierwszych chwil zauroczyła mnie ona niebanalnymi zestawami ubrań przetrenowywanych przez przeróżnych ludzi, z których każdy ma swój indywidualny, niepowtarzalny styl. Poniżej jest kilka, w większości typowo letnich stylizacji, które szczególnie zwróciły moją uwagę. Musicie wybaczyć mi brak odwołania do pogody za oknem, ale po prostu mam już dość ponurej, smutnej zimy, a kolorowe, żywe ubrania znacznie poprawiają mi humor ;)
w tym zestawie uwielbiam wszytko - od czerwonych obcasów,
poprzez spódniczkę z halką, aż do świetnego melonika
niebotycznie wysokie buty + delikatna spódniczka i stonowana, prosta góra
ostatnio zupełnie zwariowałam na punkcie ciuchów z wysokim stanem
dodatkowo zostawienie kolorów jest zdecydowanie w moim stylu
nerdy + melonik
ponad to strasznie spodobała mi się torebka-konduktorka
pastelowo ;3
ponowie wysoki stan + kołnierzyk przewiązany wstążką w stylu,
który niezmiennie kojarzy mi się z francją
zdecydowani jest to mój faworyt
kocham ten płaszczyk oraz czerwone szpilki, które w zestawieniu
z delikatnymi skarpetkami wyglądają po prostu uroczo ♥
A wam, która stylizacja przypadła najbardziej do gustu?
Wczoraj podczas pisania notki praktycznie zasypiałam nad klawiaturą, więc stwierdziłam, że nie warto czegoś pozbawionego składu z czystego obowiązku, bo mijałoby się to z przeznaczeniem bloga, którego prowadzenie powinno być przyjemnością, prawda? W zasadzie dobrze zrobiłam, ponieważ dziś po przeczytaniu wersji roboczej po prostu się przeraziłam ^^" Szczerze mówiąc już odliczam godziny do weekendu, bo szkołą po prostu mnie wykańcza. Nadal nie mogę przyzwyczaić się do wczesnych pobudek i nie raz zdarzyło mi się zaspać.
Dziś również nie zdążyłam na autobus, więc tata musiał mnie podwieźć. W każdym razie myślałam tak, dopóki nie przyjechałam do szkoły i nie zostałam powiadomiona, że na przystanku był on spóźniony o jakieś dwadzieścia minut. No trudno, przynajmniej postałam dłużej ;3 Jednak przez to zupełnie zapomniałam, że dziś jest tłusty czwartek - jedno z moich ulubionych świąt ^^ Tak więc wszystkiego najlepszego, zółtego kurczaczka, szczęśliwego, nowego roku i co jeszcze chcecie.
Hi! Dziś obchodzone są walentynki, ale osobiście nie przykładam do tego szczególnej wagi, bo myślę, że wszelkie uczucia takie jak sympatia czy miłość powinno okazywać się sobie codziennie. Mimo to bardzo podobają mi się wszystkie słodkie, czerwone drobiazgi, których w salepach jest pełno. Uwielbiam lizaki w kształcie serca oraz zdobione serduszkami opakowania czekoladek ^^ Korzystając z okazji chciałabym pokazać wam filmik, który idealnie na nawiązuje do walentynek. Natrafiłam na "Love Language" już dość dawno, ale naprawdę zapadł mi w pamięć:
tło muzyczne stanowi świetna piosenka Peaches pod tytułem"New Heights"
Po prostu padam. Nikt mnie nie uprzedził, że pierwszy dzień w szkole po dwutygodniowej przewie może być tak wykańczający. Jedyne na co mam ochotę, to wieczór w towarzystwie ołówka i bloku rysunkowego oraz ciepłego kakao. Jednak jak na razie pozostaje to w sferze dość odległych marzeń, bo już na samo "dzień dobry" zostałam poinformowana o kilku sprawdzianach i kartkówkach. Jednak wolałabym nie narzekać, bo wiadomo, że zawsze morze być gorzej, prawda? ;3
Jako że dziś oficjalnie rozpoczął się drugi semestr będę zaglądała tu nieco rzadziej, ale postaram się pisać choć kilka razy w tygodniu. Jednak niczego nie obiecuję ;) Na poprawę humoru przedstawiam piosenkę, która niemal automatycznie wywołuje u uśmiech:
Gra pięciorga ludzi na jednej gitarze robi wrażenie ^^
Lecę, bo wzywa mnie biologia wraz z Karolem Darwinem.
Dzisiaj chciałabym napisać i japońskim zespole - An Café. Mimo, że od dłuższego czasu słucham tego rodzaju muzyki, dopiero niedawno natrafiłam na ten (ku mojemu zaskoczeniu) bardzo popularny i ogólnie znany zespół. An Café założyli w 2003 roku Miku (wokal), Kanon (bas) oraz Bou (gitara). Skład ulegał kilku zmianom - odszedł gitarzysta, a niespełna dwa tygodnie późnej do zespołu dołączyli Teruki Takuya Yuuki.
oryginalny skład An Café
An Café to zespół, który ze spokojnym sumieniem zaliczyć można do nurtu oshare kei. Ich pop-rockowa muzyka jest radosna, skoczna i chwytliwa, w ich piosenkach nie brak słodkich, skocznych i tanecznych elementów, choć znaleźć wśród nich można także i ostrzejsze kawałki.
Jak przystało na oshare kei, ich wizerunek jest w porównaniu z zespołami visual kei dość swobodny i niezwykle kolorowy, a ich stroje zawsze pełne ogromnej ilości akcesoriów. Choć jest to nadal dość młody zespół, swoim pozytywnym nastawieniem dość szybko zdobył sobie serca wielu fanów, a ich popularność rośnie z każdym miesiącem. Oto trzy utwory An Café, które szczególnie wpadły mi w ucho:
Ostatnie dni ferii spędzam dość nieciekawie, głównie nad notatkami i zeszytami, które ze strony, na stronę stają się coraz nudniejsze i mniej zrozumiałe. Niemniej jednak mam spore ambicje odnośnie ocen i staram się nie narzekać ;)
Tymczasem zrobiłam sobie mała przerwę. Korzystają z chwil wolnego czasu przeglądałam różne strony w poszukiwani inspiracji dotyczących wystroju pokoju, bo dowiedziałam się, że niedługo mój własny będzie remontowany ^^ Po prostu nie mogę się doczekać, bo zielony kolor już dawno przestał mi się podobać. W każdym razie szukałam czegoś kolorowego, a nowocześnie niebanalnego.
w stylu sweet lolity ^^
już od dawna marzę o własnej garderobie ♥
z serii: crazy oraku room; niebanalny, jednak nie w moim stylu ;3
Po wczorajszym seansie po prostu nie mogłam zebrać myśli i czegokolwiek napisać. Wprawdzie zdecydowałam się na obejrzenia thrillera psychologicznego, ale takiej fabuły i zakończenia zupełnie się nie spodziewałam. "Czarny łabędź" jest (jakkolwiek to zabrzmi) filmem zdecydowanie z wyższej półki i przeznaczony dla dojrzałego odbiorcy. To fascynujący wizualnie, zaskakujący niekonwencjonalnymi rozwiązaniami
thriller o zaciętej rywalizacji dwóch tancerek baletowych, z których
każda zdaje się skrywać mroczną tajemnicę.
Myślę, że określenie "polecam" może zadecydowanie nie pasować, bo uważam, że każdy musi sam zdecydować czy jest gotowy na film zgoła inny od komedii romantycznych ze szczęśliwym zakończeniem.
Jakąś godzinę temu wróciłam Malborka i dosłownie padam z nóg. Na lodowisku, a później w pizzerii świętowałyśmy piętnaste i szesnaste urodziny moich dwóch kumpeli. Cały dzień spędzony w towarzystwie maksymalnie zakręconych znajomych, to zastrzyk pozytywnej energii na najbliższy (straszne przepełniony nauką) tydzień.
Dodatkowo odkryłam mój niewątpliwy talent do jeżenia na łyżwach ^^ A mówiąc poważnie, z niedowierzaniem parzyłam na sześciolatki śmigające po lodzie, które po upadku niczym niezrażone ponosiły się i dalej z zawrotną prędkością przemierzały kolejne zakręty ;) Nic tylko pozazdrościć.
Mimo, że nauka jazdy na łyżwach idzie mi tak sobie, to zdecydowanie polubiłam ten typowo zimowy sport. Gdyby tylko na lodowisku nie było tak zimno, to chodziłabym tam codziennie ;3
Wieczór planuję spędzić w towarzystwie żelek-misiów, ciepłej herbatki oraz dobrego filmu. Myślę, że tym razem obejrzę coś z gatunku nieco cięższego, niż komedie, które na razie postanowiłam sobie dopuścić. A wy, co dziś planujecie?
Konbanwa! Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że dobre anime oraz słodycze mogę zdziałać cuda. Szczególnie jeśli chodzi o poprawę humoru. Po pięciu odcinkach "Another" (obiecuję napisać o tej produkcji, bo jest naprawdę godna uwagi) stwierdziłam, że pora zrealizować jedno z moich noworocznych postanowień dotyczących mangi i anime. Mówić krótko: obiecałam sobie, że w tym roku obejrzę pierwszą serię "Naruto" - mojego pierwszego anime, od którego mam ogromny sentyment, bo od niego zaczęła się moja przygoda z "m&a", fascynacja Japonią, rysunkiem oraz animacją.
Zaraz załaduję sto czwarty odcinek, ale najpierw lecę na dół po mandarynki i coś do picia. I kij z nauką, bo czasem trzeba się wyluzować, prawda? ^^
Im bliżej końca ferii, tym bardziej nie mogę się skupić. Tym bardziej, że perspektywa poniedziałkowego testu z fizyki nie działa na mnie szczególnie optymistycznie. Dzień później sprawdzian z chemii. Oba na pierwszych lekcjach. Ludzie ratujcie!
Powinnam wsiąść się za naukę, ale zamiast tego porządkuję poszczególne foldery ze zdjęciami. Co jak co, ale jest to zdecydowanie przyjemniejsze od rozwiązywania zadań na natężanie prądu. Znalazłam wiele zdjęć z wakacji, co poskutkowało powrotem wspomnień, które sobie w sobie wywołują uśmiech na twarzy. A tymczasem do lata pozostały dokładnie sto trzydzieści cztery dni.
Dziś mam maksymalnie melancholijny nastrój. Humoru nie poprawiło mi nawet anime, które od dawna obiecałam sobie obejrzeć. Po prostu okazało się jedną, wielką moe porażką. Naprawdę. W każdym razie chyba skoczę na dół po coś słodkiego. Może to poprawi mi humor.
Szukając inspiracji do napisania notki natrafiłam na fotografie przedstawiające niebanalne bento, czyli posiłek, który Japończycy zabierają ze sobą w pudełkach na lunch do pracy i szkoły. Jak widać za pomocą ryżu, warzyw oraz odrobiny kreatywności można wyczarować prześliczne drugie śniadanie, które dodatkowo jest zdrowe ^^
Angry Birds! ^^
z chęcią zjadłabym wersję z Hello Kitty ;)
Dość rzadko jem drugie śniadanie, bo rano zwykle nie pamiętam o zrobieniu sobie czegokolwiek, ale z chęcią poświeciłabym czas na stworzenie bento. Choć nie wiem czy przy moich zdolnościach kulinarnych efekt byłby taki jak na fotografiach ^^
Jako że ostatnio mam absolutną fazę na piosenki śpiewane przez postaci z anime, dzisiaj zaplanowałam notkę typowo muzyczną. Chciałabym podzielić się z wami utworami, które tworzą jedną z moich ulubiony playlist, a także trochę o nich opowiedzieć.
1. Ciel Phantomhive 'Character Song'
Pomijając fakt, że "Kuroshitsuji" jest jednym z moich ulubionych anime, absolutnie ubóstwiam panią Sakamoto, która użyczyła głosu postaci Ciela. Po prostu nie wyobrażam sobie, że młody hrabia Phantomhive mógłby mówić głosem innego seiyu.
2. "Just Be Friends" Kida Masaomi
Melodia od razu wpadła mi w ucho, a fakt, że śpiewa Kida, jedna z moich ulubionych postaci z anime "Durarara" (polecam ^^)sprawił, że piosenkę "Just Be Friends" od razu dodałam do swojej playlisty. Co prawda jest to utwór dość melancholijny, ale niesamowicie wpada w ucho.
3. Renai Circulation - Orihara Izaya Version Kolejny świetny, bardzo charakterystyczny seiyu - Kamiya Hiroshi. I kolejny raz anime "Durarara". Sama melodia niezmienne wywołuje u nie uśmiech i jest pewnego rodzaju przeciwwagą dla "Just Be Friends".
4. "Ponponpon" Orihara Izaya
Obiecuję, że to ostatni utwór śpiewany przez postać z tego anime ^^ Sam w sobie nie jest on szczególnie powalający, ale gdy wcześniej oglądało się oryginalne "Ponponpon" dostrzega się głębszy sens. A mówiąc poważnie po prostu padłam, gdy wyobraziłam sobie Izayę wśród słodkich misiów, wymachującego mikrofonem pokrytym cekinami i tańczącym do refrenu.
5. "What is happiness?" Nezumi
Szczerze mówiąc dopiero po dłuższej poznałam, że ten utwór śpiewa jeden z głównych bohaterów anime "No.6", które (a jakże) polecam. Mimo to niemal natychmiast stała się ona jedną z moich ulubionych piosenek.
6. Character Song "Yura-Yura" Haruno Sakura
Ostatni utwór to przyjemna dla ucha melodia z wokalem Chie Nakamury, która użyczyła głosu Sakurze. Pomimo tego, że osobiście nie przepadam za różowo-włosą kunoichi piosenka bardzo mi się spodobała i często nucę przyjemny dla ucha refren.
Anime skończyłam dopiero dziś, ponieważ nie mogłam obejrzeć dwóch ostatnich odcinków ze względu na "przeładowanie serwera" anyfiles. W każdym właśnie po raz kolejny słucham świetnego openingu i nie mam pojęcia co myśleć o anime noszącym tytuł "Kamisama no Memo-chou".
Jest to jedna z nowszych produkcji studia J.C.Staff (2011 rok), do którego już zdążyłam się zrazić po obejrzeniu "Kaicho wa Maid-sama!". "Kamisama no Memo-chou" jest anime zaliczanym do gatunków kryminalnych, komediowych i obyczajowych, a już samo to połączenie nie wróży nic dobrego. Mimo, że seria jest dość krótka (dwanaście odcinków), to kolejne odcinki oglądałam w dość dużych odstępach czasu. Zwykle nie miałam chęci na kilka odcinków pod rząd, zawsze znalazło się ciekawsze anime. Jednak nim zacznę pisać o wadach i zaletach "Kamisama..." należałoby przedstawić fabułę tej produkcji.
W pierwszym odcinku poznajemy młodego chłopaka imieniem Narumi, który po raz kolejny przenosi się do nowego miasta. Po kilku dniach poznaje Ayakę, a za jej pośrednictwem kilka dziwnych osób współtworzących niecodzienną agencję detektywistyczną, który nazywają siebie NEET-ami.
Na dwanaście odcinków anime składa się kilka kryminalnych zagadek, które w zasadzie nie są ze sobą powiązane, w których jak można się domyślić bierze (mniejszy lub większy) udział główny bohater - Narumi. Na jego tle postaci drugoplanowe wypadają dość blado, aby nie powiedzieć płasko lub wydają się nieco "odrealnione". Mimo długości serii twórcy mogliby położyć większy na rozwijanie osobowości bohaterów, bo niektórzy z nich byliby ciekawymi, niebanalnymi charakterami ubarwiającymi tą momentami patetyczną serię. Jednak jak na razie kreacje postaci po prostu leżą.
Fabuła wcale, a wcale nie ma się lepiej. Nie chcę zdradzać ważniejszych wątków, wiec powiem po prostu, że osobiście nie emocjonowało mnie śledzenie poszczególnych zagadek (z wyjątkiem ostatniej sprawy), w których rozwiązywaniu niezastąpiony był geniusz małej detektyw Alice.
Jednak poza płytkimi bohaterami epizodyczną fabułą "Kamisama no Memo-chou" posiada niewątpliwe zalety - piękną grafikę, przyjemne dla oka projekty postaci oraz świetną muzykę. Są to trzy rzecz, które sprawiły, że dobrnęłam do dwunastego odcinka i nie żałuję, że w ogóle zabrałam się za to anime, choć jestem pewna, że wiele osób będzie miało odmienne zdanie. Jednak nie zmienia to faktu, że ścieżka dźwiękowa, ending oraz opening są prawdziwymi perełkami, które nijak pasują do tego bardzo przeciętnego anime.
Naprawdę trudno powiedzieć mi jest to anime godne polecenia. Myślę, że jeśli w długi, zimowy wieczór ma się chwilę czasu, to warto poświęcić ją na obejrzenie kilku pierwszych odcinków. Tu najbardziej widać zmarnowany potencjał. Dalej jest nieco gorzej, ale ostatnia sprawa jest warta obejrzenia kolejnych epizodów.
Nie mogę uwierzyć, że pierwszy tydzień ferii minął tak szybko. Oczywiście większość moich ambitnych planów legła w gruzach, bo nadmiar wolnego czasu negatywnie wpływa na silną wolę i chęć do nauki. Niestety od razu po feriach mam zapowiedziane kilka sprawdzianów oraz kartkówek, których nie chciałabym zawalić. Dlatego jestem pewna, że drugi tydzień ferii upłynie mi pod znakiem nauki i dokańczania zaległych prac. Obawiam się, że nie uda mi się z wszystkim wyrobić, bo niemiecki, fizyka oraz matematyka do najprzyjemniejszych przedmiotów z pewnościę nie należą.
Jenak nim zasiądę do długo niewidzianych podręczników i wezmę się za naukę chciałabym skończyć pewne anime, które zaczęłam dość dawno, ale nie mogłam znaleźć kilku ostatnich odcinków z polskimi napisami. W najbliższym czasie postaram się o nim napisać.
Dzisiaj przygotowałam post dotyczący inspiracji dotyczących mody, która jest prezentowana przez młodych Koreańczyków określane mianem ulzzang. To osoby z piękną twarzą, które zdobyły sławę w Internecie przez publikowanie swoich zdjęć. Pomijając makijaż, o którym w najbliższym czasie również chciałabym wspomnieć, zauroczył mnie ciekawy styl ubioru młodych Koreanek. Jest zarówno bardzo inspirujący jak i niebanalny. Poniżej jest kilka fotografii zestawów oraz dodatków, które szczególnie zwróciły moją uwagę:
Trudno w to uwierzyć, ale dziś jest jeszcze zimniej niż wczoraj. Absolutnie nie mam ochoty nigdzie wychodzić, bo po wczorajszym wypadzie przeziębiłam się na dobre. Jednak nie narzekam, bo mogę spokojnie nadrobić zaległości z niemieckiego i matematyki, ponieważ po feriach mam zapowiedziane sprawdziany z tych przedmiotów. Oczywiście nie tylko, ale jak na razie mam jeszcze ponad tydzień wolnego i wolałabym w ogóle nie myśleć o szkole ;)
Poza wczorajszymi, małymi zakupami całkiem niespodziewanie wybrałam się do kina na kolejną animowaną komedię, Kung Fu Panda 2. Powiem szczerze, że dość zabawnie było być (prawie ^^) najstarszą osobą na sali, ale mimo to bawiłam się świetnie.
Moim skromnym zdaniem druga część przygód pandy Po jest nieco lepsza, niż pierwowzór. W dwójce jest więcej kung fu, więcej akacji i jeszcze więcej kung fu ;) Dodatkowo bardzo zapadł mi w pamięć niesamowicie efektowny styl walki Lorda Shena - głównego "złego" w "Kung Fu Pandzie 2"
Lord Shen
Zdecydowanie polecam wam drugą część przygód pandy Po, bo naprawdę warto obejrzeć tą produkcję Dream Works'a chociażby ze względu na same walki kung fu ^^
Ostatnio (zupełnie przypadkowo) odkryłam niebanalny, amerykański zespół o ciekawej nazwie Good Charlotte, grający muzykę pop punk oraz rock alternatywny. "I Just Wanna Live" - ich pierwsza piosenka, na którą trafiłam - nieco różniła się od muzyki słuchanej przeze mnie na co dzień, ale mino to urzekła mnie zarówno cięższym brzmieniem na początki, popowym refrenem jak i teledyskiem, który cokolwiek zapada w pamięć ^^ Oto kilka innych utworów Good Charlotte:
Good Charlotte to pięcioosobowy zespół założony w dość dawno, bo w 1996 roku przez Joela i Benji Madden'ów oraz perkusistę Aarona Escolopio.Osiągnęli ogólnoświatową sławę dzięki swojemu drugiemu albumowi, "The Young and the Hopeless". Z tego krążka pochodzi Singel "The Anthem" który zdobył nagrodę MTV Video Music Awards Japan w kategorii Best Rock Video za rok 2004. Taka mala ciekawostkowa made in Japan ;)
Wczoraj po południu mróz wcale nie był mniejszy, ale mimo to udało mi się załatwić większość ważniejszych rzeczy, choć nadal nie mam prezentu :( Mimo to udało mi się kupić parę drobiazgów oraz drugi tomik mangi, na którą czekałam już od dawna - "Kuroshitsuji". Jednak nim cokolwiek napiszę, to chciałabym zaznaczyć, że nie potrafię być obiektywna jeśli chodzi o tą serię, ponieważ jest to jedno z moich pierwszych anime, do którego mam ogromny sentyment ^^
"Kuroshitsuji" to zarówno manga jak i dwie serie anime, które nieco się różnią. Doskonale widać to, gdy zestawimy pierwsze kilka storn mangi oraz pierwszy odcinek serialu animowanego. W tym drugim przypadku widz od razu zostaje wprowadzony w mroczny klimat, który jest nieodłączną częścią "Kuroshitsuji", co już po pierwszych minutach bardzo przypadło mi do gustu. Natomiast kilkanaście pierwszych storn mangi przedstawia Sebastiana (tytułowego "mrocznego kamerdynera") jako niezwykle utalentowanego sługę potrafiącego wspaniale wybrnąć z każdej opresji. Może to być dość mylące, szczególnie dla kogoś kto nie miał wcześniej styczności z tym tytułem.
okładki pierwszych dwóch tomów mangi
Trudno jest mi opisać fabułę nie zdradzając przy tym istotnych wątków, dlatego wolę się tego nie podejmować ;) Niemniej jednak mogę zdradzić, że zarówno manga jak i anime opowiadają historię, jedynego dziedzica rodu i rodzinnych interesów, dwunastoletniego Ciela Phantomhive’a oraz jego kamerdynera, który jest – ni mniej, ni więcej – demonem. Po zawarciu kontraktu z Cielem do
momentu jego wypełnienia Sebastian jest zobowiązany spełniać każde życzenie czy
rozkaz swego pana. Jego nagrodą ma być dusza młodego Phantomhive’a. Brzmi to dość prosto, ale "Kuroshitsuji" jest serią nieprzeciętną. Na ową niezwykłość składają się między innymi: niebanalne postaci, fabuła, która z każdym kolejnym odcinkiem (oraz rozdziałem mangi) nabiera tempa oraz świetna kreska pani Toboso.
Podsumowując: chciałabym polecić i zachęcić was do obejrzenia anime oraz przeczytania "Kuroshitsuji" (najlepiej w tej kolejności ;)), bo uważam, że jest to seria naprawdę dobra i przypadnie do gustu zarówno fanką mrocznych klimatów jak, osobom, które dotychczas nie miały styczności z mangą ani anime oraz czytelniczkom lubiących nacieszyć oko przystojnymi kamerdynerami ♥ Do napisania!
Wczoraj, zamiast czegoś poważniejszego, obejrzałam "Kac Vegas w Bangkoku". Jest to druga część filmu "Kac Vegas", który strasznie mi się spodobał, dlatego obejrzenie kontynuacji uważałam za obowiązkową. Oto krótki zarys fabuły: Stu, po niezapomnianych wydarzeniach z Vegas, planuje spokojny ślub w Tajlandii. Na ceremonię zaprasza Phi'a, Dou'a oraz (niechętnie) Alana. Na dzień przed ślubem wszyscy czterej wraz z szesnastoletnim bratem narzeczonej Stu - Teddy'm, spotykają się na ognisku i piją symboliczne piwko. Jednak nic nie zapowiada jutrzejszych wydarzeń, które są niemniej absurdalne niż w części pierwszej.
Powiem szczerze, że od początku do samego końca nie mogłam powstrzymać się od śmiechu ;) Natomiast gdy na samym końcu zobaczyłam helikopter oraz jednostkę specjalną, to przyszło mi na myśl jedynie wow! ^^ Nie chciałabym zdradzać wam zbyt wiele, wiec powiem po prostu, że naprawdę warto obejrzeć drugą cześć "Vegas", bo ta w niczym nie ustępuje pierwszej.
Dziś do rana zabrałam się za realizowanie moich planów. Jednak musiałam zrezygnować z chodzenia po mieście, bo mimo słoneczniej pogody mróz jest straszny. Tak więc zajrzałam tylko na pocztę i natychmiast wróciłam do domu. Jednak niedługo jadę do Malborka, bo chciałabym rozejrzeć się za prezentem dla kumpeli oraz za drugim tomikiem "Kuroshitsuji", na który od dawno czekam ^^ Mam nadzieję, że po południu będzie choć trochę cieplej.
Wczoraj, gdy posprzątałam pokój, byłam już dość śpiąca, ale mimo to obejrzałam film, który już dawno ktoś mi polecił. Tym razem ponowie była to komedia, ale nie żałuję seansu, bo śmiałam się praktycznie cały czas ;) Obiecuję, że niedługo o niej napiszę.Tymczasem zabieram się za wypisywanie ostatniej kartki i zaraz jadę.